TAI CHI A RELIGIA
(Fragment książki „WPROWADZENIE DO TAI CHI” - Wiesław A.
Koźmiński, ISBN 83-60517-06-1, ISBN 978-83-60517-06-2)
„Wszystkich rzeczy widzialnych
i niewidzialnych”
Skład Apostolski
„Wszystko co dobre we mnie,
z Boga jest”
Obecnie, gdy zagrożenie ze strony różnej maści sekt stale
wzrasta, nie jest niczym dziwnym, iż od czasu do czasu słychać pełne
zaniepokojenia głosy ostrzegające przed wszelkimi dalekowschodnimi
sztukami walki i technikami medytacyjnymi. Jako wierzący i praktykujący
„dominikanin z ducha”, autor czuje się zobowiązany do zajęcia stanowiska
w tej sprawie. Jest to tym istotniejsze, iż ostatnio daje się zauważyć
wzrost ilości, wygłaszanych z typową dla indolencji pewnością siebie
wypowiedzi, od których każdego przytomnego słuchacza mogą rozboleć
zęby...
Wydaje się, że należy postawić trzy pytania:
1. Czy Tai Chi jest jakąś praktyką religijną?
2. Czy Tai Chi to sekta lub coś podobnego?
3. Czy chrześcijanin może uprawiać Tai Chi?
Na pierwsze odpowiadam:
Tai Chi jest w swych założeniach teoretycznych taoistyczne z samej swojej
istoty. Co to znaczy? Skąd się wziął „duch” taoizmu w Tai Chi? Wiadomo, z
taoistycznej idei filozoficznej (nie religijnej, ta jest młodsza) wzięto teorię Yin-
Yang jako naczelne prawo natury, zasadę rządzącą przyrodą. Należy
podkreślić, iż zasada ta, podobnie jak prawo grawitacji, dotyczy tego,
doczesnego świata. Nie ma to nic wspólnego z ideą dobra i zła itp. Zło jest
brakiem dobra, a nie jego uzupełniającym przeciwieństwem.
Czy idea Tao może być akceptowalna dla chrześcijanina ? W
myśl tej idei przez życie należy iść zgodnie z naturalnym biegiem rzeczy,
bez sztuczności czy oporu. Ciekawe może być porównanie zasad Tao Te
Ching ze słowami ojca Józefa M. Bocheńskiego OP o podporządkowaniu
się Bogu: „...Rzecz jest w teorii dość łatwa i trzeba być bardzo
ograniczonym etycznie, aby nie zrozumieć, że w tej nauce jest prawda.
Ale trzeba teorie przeprowadzić w czyn i żyć w tym poddaniu się woli
Bożej, nie buntowaniu się przeciw Jego wyrokom. Nie w tym znaczeniu,
byśmy mieli biernie spoglądać na życie i nie starać się nim kierować ku
lepszemu, ale w tym, że kiedy przyjdą nieodwołalne i jasne postanowienia
Opatrzności, powiemy sobie prosto i bez ogródek, że choć nie rozumiemy
ich znaczenia i celu, choć wymagają od nas ogromnych czasem rzeczy,
chcemy je przyjąć z poddaniem. To zjednoczenie naszej woli z wolą
Absolutu podnosi ją, zamiast poniżać, i czyni niezależną od małych
rzeczy, nadaje szlachetność i moc nieporównaną.”
Zasada Wu-Wei (nie działania), przyjęta w Tai Chi, nie ma nic
wspólnego z gnuśnością lenia siedzącego pod drzewem i czekającego, aż
coś mu z nieba spadnie. Według tego założenia należy wstrzymać się od
zbędnych i pochopnych działań.
Praktykujący Tai Chi Chuan dążą do, nieosiągalnej zresztą,
harmonii ducha, umysłu i ciała. Da się zauważyć, że człowiek
nieharmonijny wewnętrznie, nieuporządkowany, nie akceptujący siebie,
nie akceptuje także innych – nie potrafi być z innymi ”w tej samej tonacji”.
Czyż można praktykować miłość bliźniego nie akceptując go? Trzeba
oczywiście mieć na uwadze, że akceptacja siebie to wgląd w dobre i złe
strony naszego „ja” i to wgląd aktywny, zmierzający do zrobienia czegoś
ku polepszeniu sytuacji.
Wiele nieporozumień narosłych wokół problemów natury ogólnej
wynika z użycia niewłaściwej metody rozumowania. Zasada względności
Einsteina, jak się wydaje słuszna w opisywaniu zjawisk fizykalnych,
została niegdyś prawem kaduka zastosowana do opisywania
rzeczywistości innej niż fizyczna. Skutkiem był tak zwany relatywizm, nie
wart wzmianki dla każdego kto stosuje elementarną logikę. Prawda nie
może być przecież względna z samej definicji. Podobnie jest i z Tai Chi.
Rozróżnienie między taoizmem filozoficznym a religijnym jest tu bardzo
istotne. Określenie typu „taoistyczne Tai Chi” to „masło maślane”, chyba
że ktoś widzi jakowyś związek między Tai Chi Chuan a religijnym
taoizmem. Autor nie spotkał się dotąd z czymś takim. Wyrażenie
„taoistyczne Tai Chi” może oznaczać bądź Tai Chi, które rozwinęło się w
środowisku taoistycznym, bądź takie, które zakłada istnienie pewnych
typowych dla taoizmu zasad czy idei. Działające w różnych krajach
Stowarzyszenie Taoistycznego Tai Chi, założone w latach
siedemdziesiątych przez taoistycznego mnicha Moy Lin Shin, jest w swym
działaniu całkowicie odosobnione, zaś do końca nie wiadomo, czy
określenie „taoistyczne” ma tu znaczenie religijne, czy tylko reklamowe.
Na tej zasadzie siatkówkę należałoby sklasyfikować jako chrześcijańską,
ponieważ grywają w nią klerycy.
Jak już wspomniano w rozdziale pierwszym, Chi Kung można podzielić na
cztery kategorie: Chi Kung Uczonych, Medyczny, Bojowy i Religijny. Tai Chi
Chuan jest odmianą bojowego Chi Kung, uprawianą również dla zdrowia. Do
tej pory autor nie zetknął się z „religijnym Chi Kung”, choćby dlatego, że
trening ten do niedawna zastrzeżony był dla niewielu buddyjskich i
taoistycznych mnichów. Głównym celem takiego treningu jest dążenie do
oświecenia u taoistów lub osiągnięcia stanu Buddy u buddystów. Wiąże się to
z wiarą w reinkarnację, czyli „wędrówkę dusz”. Wierzenie to zakłada, że dusza
jest rzeczą, czymś co może przechodzić z jednego ludzkiego ciała do
drugiego. Można wierzyć w istnienie duszy po śmierci człowieka, bo nie ma w
tym sprzeczności, natomiast pojęcie duszy przechodzącej z jednego ciała do
drugiego jest sprzeczne, dusza bowiem jest treścią ciała, a nie „substancją” jak
u Kartezjusza. „Człowiek nie jest połączeniem dwóch rzeczy, cielesnej i
duchowej, ale jedną jedyną rzeczą posiadającą jakby różne
strony...”(Bocheński). Warto tu wspomnieć, iż św. Tomasz z Akwinu przeczy
stanowczo, jakoby dusza ludzka była „substancją zupełną” tj. jakimś
określonym kawałkiem czegoś i broni poglądu, że jest ona „treścią (formą)
ciała”.
O ile wiadomo autorowi, podczas treningu religijnego Chi Kung, dąży się
do wzmacniania, poprzez wzmożony przepływ energii, Shen, czyli ducha
człowieka. Tak się dzieje w ćwiczeniu zwanym „Przemywanie Szpiku”.
Problem, jak zwykle w takich wypadkach, polega na zdefiniowaniu pojęć.
Otóż albo przez Shen rozumie się ducha w sensie, jakiego używamy
mówiąc na przykład o kimś, że jest silnego ducha, albo słowo to oznacza
duszę w rozumieniu teologii. W tym pierwszym przypadku znów chodzi
raczej o ćwiczenia „z tego świata”. Możliwość druga obarczona jest
błędem polegającym na nie zrozumieniu tego, że dusza nie jest jakąś
niewidzialną rzeczą, czymś co się odżywia i co można w jakiś fizyczny
sposób wzmocnić. Dodać należy, że trening „religijnego Chi Kung” nie ma
żadnego związku z ćwiczeniami uprawianymi dla zdrowia czy
umiejętności walki. Jest to sprawa odrębna, leżąca na innej płaszczyźnie.
Podobnie jest z grą na organach znajdujących się w kościele.
Wirtuozerskie, z uniesieniem wykonanie Mszy Bacha nie oznacza wcale,
że muzyk jest osobą wierzącą.
Na drugie odpowiadam:
Pytanie to jest w pewnym stopniu uzasadnione – aż roi się od
nauczających Tai Chi lub czegoś, co za Tai Chi uważają. Pozorna łatwość
z jaką przychodzi opanowanie podstawowych ruchów formy zachęca
niektóre osoby do próbowania swych sił w dorabianiu sobie nauczaniem
Tai Chi. Pół biedy, jeśli chodzi tylko o pieniądze, choć dla żadnego
instruktora z prawdziwego zdarzenia nie są one najważniejsze. Nie od
rzeczy będzie tu sprawdzenie, czy dana sekcja nie działa przypadkiem
„od wczoraj” i czy nie obiecuje się w niej podejrzanie szybkiego awansu
na instruktora...
Uspokajające działanie ćwiczeń, oraz wpływ jaki może wywierać
instruktor na adeptów, teoretycznie mogą być wykorzystane do celów, z
Tai Chi nie mających nic wspólnego. Wystarczy tu jednak nieco krytycznej
obserwacji, i to raczej osób dłużej ćwiczących niż instruktora, który może
przecież to i owo ukrywać. Dobrze jest również sprawdzić, czy oprócz
ćwiczeń dzieje się w danym ośrodku coś jeszcze, jakieś obowiązkowe,
zamknięte spotkania, praca bez wynagrodzenia itp. Nader istotne jest
sprawdzenie, czy ćwiczącym nie zaleca się jakiejś niskobiałkowej,
nieodpowiednio zbilansowanej diety ułatwiającej działania
psychomanipulacyjne. Warto się również zastanowić nad atrakcyjnie niską
opłatą za uczestnictwo w zajęciach lub jej brakiem.
Sekty wykorzystują wiele różnych sposobów, wśród nich techniki
relaksacyjne, by przyciągnąć nowych adeptów. Nie należy jednak kojarzyć
Tai Chi z sektami, jak nie należy wiązać z nimi psychologii, choć jej
techniki są przez nie wykorzystywane. Należy cały czas pamiętać o tym,
że Tai Chi jest narzędziem, a nie celem. Jest ono środkiem, za pomocą
którego ćwiczący dąży do harmonii ducha (nie mylić z duszą), umysłu i
ciała.
"Sektę da się zdefiniować jako wspólnotę religijną lub parareligijną
odznaczającą się tym, że jej członkowie uważają przywódcę sekty za
bezwzględny autorytet, zarówno epistemiczny jak i deontyczny, a jego
wypowiedzi są uważane za objawienie boskie, zaś rozkazy za
bezwzględnie obowiązujące w sumieniu”.(Józef Bocheński). Ta definicja
nie pasuje do jakiegokolwiek poważnego ośrodka Tai Chi.
Wśród zaczynających ćwiczyć Tai Chi bywają osoby „poszukujące
prawdy”. Należy rozróżnić poszukiwanie prawdy o życiu doczesnym, w
którym zasada Yin-Yang, rozumiana jako naturalna zmienność kolei losu,
jest najprawdopodobniej sprawna, od szukania prawdy w sensie
ostatecznym, eschatologicznym. W tym drugim przypadku jest to, często
nie w pełni świadome, szukanie jakiejś „prawdy” w pewien sposób
wygodnej dla danej osoby. Jeśli jest to ktoś znajdujący się akurat w fazie
młodzieńczego buntu i poszukiwania autorytetu, odpowiedzialność
prowadzącego zajęcia może być ogromna.
Na trzecie odpowiadam:
Pytanie to, zdaniem autora, jest równie zasadne, co zastanawianie się
nad tym, czy chrześcijanin może używać młotka, lub korzystać z
twierdzenia Pitagorasa. Pitagorejczycy czcili przecież liczby, uważając je
za święte. Mimo to stosujemy zasady przez nich sformułowane
rozumiejąc, iż są to pewne narzędzia, których skuteczność nie jest w
jakikolwiek sposób uzależniona od przekonań religijnych ich odkrywców.
Arystoteles zaś, do którego myśli cała europejska filozofia jest w gruncie
rzeczy tylko dopiskiem, był przecież poganinem! Nie przeszkadza nam to
jednak w studiowaniu jego prac.
Podobnie jest z młotkiem, który sam w sobie, tak jak matematyka czy
filozofia, nie jest ani dobry, ani zły. Dobry albo zły może być tylko cel, dla
którego osiągnięcia ów młotek ma być użyty. Z tym, jak wiadomo, bywa
różnie... Zło towarzyszy nam przez
całe życie, ale to od nas
przecież zależy czy mu ulegniemy. Zastanówmy się zatem, czy i jakie
aspekty treningu Tai Chi Chuan mogą wywierać na ćwiczących wpływ
popychający ich do zła.
Istnieje niebezpieczeństwo polegające na tym, że osiągnięciu pewnej
doskonałości w dziedzinach przyrodzonych i doczesnych może
towarzyszyć płytkość i krótkowzroczność w dziedzinie nadprzyrodzonej i
wiecznej. Może tu, przez poczucie jakiegoś zadowolenia z siebie, pojawić
się swoiste zamknięcie się na to, co daje chrześcijaństwo. Może się tak
stać wtedy, gdy ćwiczący nie rozróżnia płaszczyzny doczesnej i wiecznej.
Podobny błąd popełniają pisarze, aktorzy i piosenkarze wypowiadający
się oficjalnie na tematy etyczne, gospodarcze czy polityczne. Są oni 
ekspertami w dziedzinie ładnego pisania lub śpiewu i tylko w tych
dziedzinach mogą wypowiadać się autorytatywnie. Osiągnięcie jakiegoś
poziomu w sztukach walki nie niweluje mojej małości jako człowieka.
Zasada Yin-Yang nic nie pomoże osobie stojącej wobec konieczności
jakiegoś trudnego etycznie wyboru. Doskonałość w jednej dziedzinie nie
pociąga za sobą sprawności w innej. Jeśli o tym się pamięta, wspomniane
niebezpieczeństwo jest zażegnane.
Są osoby które niepokoi „otwarcie się” na ewentualny negatywny
wpływ energii na psychikę ćwiczącego. Otóż, albo Chi nie istnieje i jest
tylko złudzeniem – wówczas nie warto się nią przejmować, albo istnieje.
Jeśli jakiś rodzaj energii wewnętrznej istnieje, to jest to zjawisko naturalne,
dla wierzących naturalne i dobre, bo stworzone przez Boga. Dla każdej
osoby wierzącej oczywistym być powinno, iż akt stworzenia z definicji leży
wyłącznie w gestii Boga. Bełkotanie o operowaniu przez kogoś jakimiś
specjalnymi „boskimi energiami”, pozostawmy bełkocącym... Dodać
jeszcze można, iż próby utożsamiania Chi, bioplazmy, czy energii
wewnętrznej z duszą ludzką, są obarczone tym samym błędem co do
istoty duszy, o którym była mowa w odpowiedzi na pytanie pierwsze.
Inni znów mogą się obawiać, iż ćwiczący „ucieknie” z codziennego
życia w praktyki medytacyjne, odchodząc w ten sposób od Boga. Jest to
możliwe wtedy, gdy ktoś myli modlitwę z medytacją, a właściwie nie
rozróżnia medytacji religijnej od tej, jaka jest stosowana w Chi Kung.
Celem medytacji religijnej jest, jak się autorowi wydaje, zbliżenie duszy
człowieka do Boga, a nie wyciszenie, czy doskonalenie swego zdrowia.
Celem medytacji stosowanej w Nei Dan Chi Kung jest praktyczne
opanowanie umiejętności pracy z energią wewnętrzną, a więc jest to cel
„z tego świata”. Działania zmierzające do poprawy i utrwalenia zdrowia też
nie mogą być zdrożne, wręcz przeciwnie - nie robiąc dla siebie nic i tylko
tyjąc, można zgrzeszyć, przez zaniedbanie przeciw piątemu
przykazaniu...
Jeszcze inni obawiają się wzrostu agresji u uprawiających Tai Chi
Chuan jako sztukę walki. Tai Chi ze swej natury jest defensywne.
Głównym założeniem taktyki tej sztuki walki jest reakcja na poczynania
przeciwnika i wykorzystywanie jego siły. Nie ma tu mowy o agresji,
wymaganej niekiedy od uprawiającego tzw. sporty walki, gdzie w zasadzie
tylko atakując można liczyć na zwycięstwo i medal, a za postawę
defensywną otrzymuje się karne punkty. Co prawda, zastosowania
poszczególnych ruchów formy Tai Chi Chuan mogą być bardzo bolesne i
niebezpieczne dla przeciwnika, pamiętać jednak trzeba o tym, że człowiek
ów nie bierze udziału w sportowych zmaganiach, lecz jest napastnikiem.
Poza tym, zanim przyjdzie czas na poznanie i ćwiczenie zastosowań, mija
co najmniej kilka lat treningów znakomicie zwiększających samokontrolę
adeptów. Nie ma tu miejsca dla jakiegoś „wyżywania się” na innych.
Są osoby, których nieco wypaczone przekonania, sprowadzają je
do roli potencjalnych „ofiar z wyboru” negujących sens jakiejkolwiek
obrony („gdy ktoś uderzy cię w jeden policzek, nadstaw mu i drugi”). Autor
szanuje cudze przekonania, lecz nie może się tu zgodzić z dosłowną, i
chyba pozbawioną głębszego namysłu, interpretacją Pisma Świętego,
ukrytą w takim rozumowaniu. Co do samego uprawiania sztuk walki –
Kościół dopuszcza zarówno wojnę obronną narodu, jak i samoobronę
pojedynczej osoby.
Aby rzecz podsumować, autor pozwala sobie odwrócić ostatnie
pytanie, które nie powinno brzmieć: czy chrześcijanin może, ale raczej czy
nie powinien uprawiać Tai Chi lub jakiejś innej formy rekreacji fizycznej ? Z
chrześcijańskiego punktu widzenia ciało jest świątynią Boga i, jako o taką,
należy o nią dbać...